Rozłóż swe skrzydła, Aniele, ja nie potrafię latać, jestem tylko człowiekiem...

Rozłóż swe skrzydła, Aniele, ja nie potrafię latać, jestem tylko człowiekiem...

niedziela, 17 lipca 2011

Rozdział I

Dawno, dawno temu, w odległym królestwie mieszkał sobie bogaty książę razem ze swoimi rodzicami. Pewnego słonecznego dnia do pałacu księcia przybyła piękna księżniczka. Młodzi władcy zakochali się w sobie i niedługo potem wzięli ślub. A potem żyli długo i szczęśliwie….
Taaaak, chciałbym, żeby moje życie było tak proste. A tu na każdym kroku ochraniarze, służący, nadworni malarze, projektanci, doradcy, nauczyciele, goście, delegaci, przedstawiciele różnych warstw społecznych, trenerzy, kucharze, jednym słowem – załamka.
Mój ojciec chciałby nauczyć mnie wszystkiego co on wie i czego nie wie. Na litość boską, kim ja jestem? Cudotwórcą? Rozumiem - lekcje manier, dobierania stroju, jazdy konno, języków.
Ale na co mi lekcje o elektryczności, garncarstwo, zoologia, śpiew, skoki wzwyż?!
Mam być królem, nie akrobatą! Ale oczywiście mój kochany tatuś znajdzie na wszystko wytłumaczenie. A gdyby państwo było zagrożone, gdyby doradca mnie oszukiwał, gdyby był kryzys gospodarczy, gdyby nagle nastała wojna, albo głód, albo epidemia, dosłownie wszystko może się zdarzyć. Oczywiście oprócz pokoju. Rozwaliła mnie moja mama, mówiąc, że nie powinienem spędzać tyle czasu na dowrze i w stajni, bo to szkodzi moim włosom i cerze. Czy ja wyglądam na modela?
Mam rządzić państwem, a nie stać i pozować do zdjęć.
A tak przy okazji, nazywam się Marcel Konstanty Fryderyk Mauriac (czyt. Moriak).
Syn Franciszka Ludwika III Mauriac’a. Moja matka (Etienne Genevieve Christelle Lemaire- Mauriac)
Była trochę bardziej pomysłowa niż moja babka, która tak się na trudziła, że do imion swojego męża dodała jedną kreseczkę i myk – bzyk imię dla dzieciaka gotowe. Pomysłowa kobieta, co?
Moja mama użyła trochę finezji gdy wybierała dla mnie imiona. Ale z moim młodszym bratem to już miała odstrzał.   Romeo Fabian Artur Mauriac. No i moja mała siostrzyczka –  Cassildée Mathilde Jeanette Mauriac. Tu największy odlot – czyta się Kasildię Matilde Źenet. Wszyscy oprócz matki i mnie mówią na nią Cassie i jest w porządku. Ale mama jest innego zdania i jak nas woła, to zanim skończy już jesteśmy.
No wyobraźcie sobie – biegnie kobieta ubrana w wielką, ozdobną, piękną suknię i krzyczy  :
Marcelu Konstanty Fryderyku Mauriac! Do mnie natychmiast!
A wystarczyłoby po prostu krótkie : Marcel.
Tak więc ja, Marcel, STRASZNIE chciałbym być normalnym gościem.
Służba jest mi niepotrzebna, sam robię wszystko, łącznie z gotowaniem i sprzątaniem.
Poza tym, mój przyjaciel, Kasjel, jest synem wroga mojego ojca.
Z racji mojego stanowiska nie mogę się z nim zadawać prywatnie, bo mógłbym zostać oskarżony o zdradę. Świetnie. Już nawet nie można z kumplem wyskoczyć na piwo, bo od razu jesteś groźnym przestępcą, zdrajcą i Bóg jeden wie jakim jeszcze draniem.
Ja to mam przesrane. Chciałem zostać żołnierzem. Moje małe marzenie z dzieciństwa  zaczęło rosnąć do rozmiarów ambicji i pomysłu na życie. Ale jak zwykle moje przeklęte ‘wysokie urodzenie’ musiało dojść do głosu i starsi stanowczo zakazali mi zająć się wojaczką. Trzynastodniową głodówką zdołałem wytargować lekcje samoobrony, walki mieczem, szermierki, walki wręcz i  strzelania.
Jednak i to przestaje mi wystarczać. Ostatnio czuję się jak motyl, któremu ktoś złośliwie obkleił kokon taśmą klejącą. Dojrzały, ale nadal uwięziony. W tym domu wariatów nie mam prawa głosu. Posiłki muszę jeść o wyznaczonej porze, ubierać się od tej godziny do tej, poszczególne lekcje muszę mieć w wyznaczonych ramach czasowych. Czapa.
Jeśli chodzi o moje życie towarzyskie to kieruje nim głównie matka, nie pytając mnie nigdy o zdanie.
Dziewczyny, które mi podsuwa to zazwyczaj jakieś walnięte kujonki z aparatami na zębach i z krzywymi nogami. Czarna rozpacz. Zapytałem, czy moja ewentualna żona nie powinna być reprezentacyjna, ładna, inteligentna i tak dalej, ale dowiedziałem się wówczas, że ważne jest jakie wpływy i znajomości przyjdą wraz z nią. Super. Czy ktoś z tych inteligentów słyszał o czymś takim jak MIŁOŚĆ?!
Niedawno  konflikt między moim ojcem, królem Zjednoczonego Królestwa Mauriac’ów, a ojcem Kasjela przybrał na sile. Ostatnio widziałem go trzy tygodnie temu. Super żart. Dla kogoś z wypaczonym poczuciem humoru. Już nie wiem jak mam się z nim kontaktować.
Komórka i komputer odpadają – jestem pod stałym nadzorem. Pośrednik czy posłaniec też odpada – moi starzy od razu gościa przekupią, żeby mnie wydał. Na znaki dymne za daleko.
Właśnie jadę motocyklem przez pustynię. Krajobraz Zjednoczonego Królestwa jest głównie pagórkowaty i górzysty, ale w kilku miejscach są doliny i pustynie, można znaleźć nawet kilka kotlin.
Pochylony do przodu na moim mechanicznym zwierzu pędzę przez piaskowy bezkres, wolny, niezależny i groźny, niczym drapieżnik. Myślę właśnie o rozmowie, jaka matka próbowała ze mną przeprowadzić trzy godziny temu. Chciała wprowadzić mnie w temat ptaszków i pszczółek, ale ubiegłem ją i powiedziałem, że pierwszy seks mam za sobą od półtora roku. Jej mina była bezcenna.
Nie kłamałem. Nie robię tego, gdy nie muszę. Pierwszych cielesnych rozkoszy doznałem razem z Gerdą, moją młodziutką pokojówką. Wychodziłem właśnie spod prysznica, gdy, zastając mnie w samym ręczniku zawiązanym na biodrach, zapytała czy mógłbym pomóc jej w czymś bardzo krępującym, ale bardzo dla niej ważnym. Zaintrygowany, ale też kierowany wrodzoną bezinteresownością, zapytałem o co chodzi. Spaliła raka i wybąkała, że ma chłopaka i on myśli, że ona już ma za sobą ten pierwszy raz. A to nieprawda. I zapytała, czy mógłbym ten stan rzeczy zmienić.
Lekko zszokowany już po trzydziestu minutach przestałem być prawiczkiem.
Potem odeszła z pałacu i nigdy więcej jej  nie zobaczyłem.
Nie narzekam, jestem dość przystojny, brunet z włosami opadającymi na oczy, zarysowaną szczęką, o oczach koloru ciemnoniebieskiego butelkowego szkła. Dobrze zbudowany, wysportowany, wysoki.
Lubię palić, to mnie odpręża, bo skupiam się wyłącznie na tym. Dziewczyny się ślinią na mój widok.
Ale mają pecha – jedyna dziewczyna, do której żywię jakieś pozytywne uczucia ma te same geny.
Moja mała siostrzyczka. Choć nie cierpi jak ją tak nazywam. Cóż….
Pinacolada, bo tak nazywam Cassildée, jest moim sekretnym powiernikiem, ale teraz nie mogę podzielić się z nią swoimi planami. Nie mogę jej powiedzieć, że zamierzam uciec z pałacu i tułać się po świecie. Od razu pobiegłaby do matki, nie ważne jak bardzo jesteśmy blisko. Mam siedemnaście lat, ona piętnaście. Romeo dwa dni temu skończył szesnaście. A propos naszego kochasia.
Inteligencik. Nie znoszę go. Męski odpowiednik matki. Ostry zakręt. Szum piasku. Gleba.
Cholera. Przez tego półgłówka mam rozwalone kolano. Niech go wszyscy diabli.
Modląc się do Stwórcy o zdrowy rozsądek i chłodną analizę ruszyłem w kierunku pałacu.

1 komentarz:

  1. Oj, niegrzeczny chłopiec...:)Trafiłaś w sedno dziewczyno! Tacy chłopcy mi się podobają:)

    OdpowiedzUsuń